25 grudnia 2013
Święta? Szpital.
...nas w tym roku ominęły. Jesteśmy w szpitalu i nic nie zapowiada tego, żebyśmy szybko z niego wyszły. Dużo by opowiadać...zdania lekarzy są bardzo podzielone. Jedni uważają ze nasze wyniki wymagają wcześniejszego ukończenia ciąży poprzez cc, inni ze można spokojnie poczekać póki wyniki nie zaczną sie pogarszać i poród sn jak najbardziej wchodzi w rachubę. Co więcej badają nam przepływy krwi i dwójce lekarzy wyniki wyszły średnie...na granicy normy zupełnie, a niezależnie dwójce innych lekarzy, ze są idealne jak na ten tc. Jest to spora różnica, prawda? Dla nas o tyle ogromna ze zupełnie nie wiemy już kto ma racje, komu ufać. Wczoraj, w Wigilie przewieziono nas karetka z małe szpitala do największego w województwie, o wyższym szczeblu, w razie gdybyśmy mieli powitać na świecie wczesniaczka. Rycze codziennie, jestem już bardzo zmęczona wegetacja na oddziale szpitalnym. Jestesmy na ścisłej watrobowej diecie, codziennie mamy trzy razy ktg i co drugi dzień jak na razie badania krwi, była tez kroplówka by wypłukać z organizmu nadmiar enzymów wątrobowych. Wyniki spadły, także jest nadzieja. Wczoraj byli u nas rodzice, teściowie, maz oczywiście cały dzień. Była dietetyczna rybka od teściowej i dietetyczne pierożki z białym serem od mamy, były tez prezenty i kompot świąteczny. Mieliśmy tez opłatek rodzinny. Prawie prawdziwa Wigilia. Gdy przestaje myślec o sobie, a zaczynam o Gabrysi, ze to dla niej...od razu jest dużo łatwiej. :)
19 grudnia 2013
Idziemy do szpitala
Tego się w sumie nie spodziewałam... zresztą trudno spodziewać się konkretnego problemu, który może się pojawić. Badam dość często cukier z uwagi na podwyższoną glikemię na czczo - z obawy przed cukrzycą oczywiście. Badam przeciwciała we krwi, ponieważ mąż jest Rh+ a ja Rh- czyli mamy tzw. niezgodność serologiczną, która w przypadku krwawienia np. na skutek przewrócenia się czy uderzenia w brzuch może spowodować minimalne krwawienie grożące konfliktem serologicznym. Badam się regularnie w kierunku toksoplazmozy - ponieważ nie mam na nią całkowicie żadnej odporności (przeciwciał). Mierzę ciśnienie, bo miewałam z nim problemy i wolę to kontrolować co kilka dni. Noszę pończochy, bo mam chorobę żył która może negatywnie wpływać na przepływy, każdego dnia wciągam je na nogi chociaż to kosmicznie niekomfortowe - ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Co miesiąc robię sobie sama bez skierowań morfologię i CRP, po prostu żeby mieć rękę na pulsie, bez zbytniego panikowania.
Ale przyplątało się coś zupełnie innego...
Ostatnio zaczęły mnie swędzieć dłonie i stopy, później sporadycznie całe ciało. W pierwszej chwili myślałam, że to kwestia obrzęków, bo niestety puchną mi trochę i stopy, i dłonie.
Aż do wtorkowej nocy, kiedy to nie byłam w stanie zasnąć, ponieważ swędziało mnie całe ciało, tak bardzo że bałam się, że zaraz podrapię się do krwi. Nie szło tego wytrzymać, nie szło leżeć spokojnie, a co dopiero spać. Z rana pojechałam od razu zbadać ALAT i ASPAT, a także bilirubinę, bo przez myśl przeszła mi cholestaza... Wieczorem odebrałam wyniki. Norma obydwu to <30 jednostek, ja mam 160 i 190.
Telefon do lekarza i dzisiejsza wizyta. Od razu dostałam leki na obniżenie stężenia enzymów wątrobowych i żółci we krwi, a jutro jedziemy do szpitala. Mają zrobić 3 razy KTG, zbadać raz jeszcze wszystkie parametry krwi, przepłukać organizm kroplówkami, konsultacja chirurgiczna i USG brzucha - żeby zobaczyć stopień uszkodzenia mojej wątroby. Nie wiem jeszcze jak długo tam zostanę. Wszystko zależy od wyników. Muszę też liczyć ruchy Małej i kontrolować je sama detektorem tętna, co w sumie i tak robię, ale teraz pewnie będę bardziej... świrować na tym punkcie...
Nie martwię się o siebie, bo cholestaza oprócz męczących objawów (świąd całego ciała, mdłości, zawroty głowy) nie wiąże się z niczym złym jeśli chodzi o mój organizm, natomiast zagraża naszej Córeczce. Jest jeszcze jedna kwestia, musiałam od razu (od wczoraj) przejść na ścisłą dietę wątrobową i tak już do rozwiązania. Troszkę mi żal tych wszystkich pyszności na świątecznym stole, ale... to naprawdę nie znaczy nic. Marzę tylko o jednym... o zdrowej Gabrysi, po drugiej stronie brzuszka...
Na "osłodę" wczorajsze zdjęcie naszej Córci. Ma się dobrze, łożysko, przepływy i wody płodowe bez zastrzeżeń, oby tak już zostało... Waży 2300 g i ma długaśne nogi (ocenione na 35 i pół tygodnia), po Tatusiu. ;)
Tak więc my na trochę znikamy, 3majcie za nas kciuki...
Ale przyplątało się coś zupełnie innego...
Ostatnio zaczęły mnie swędzieć dłonie i stopy, później sporadycznie całe ciało. W pierwszej chwili myślałam, że to kwestia obrzęków, bo niestety puchną mi trochę i stopy, i dłonie.
Aż do wtorkowej nocy, kiedy to nie byłam w stanie zasnąć, ponieważ swędziało mnie całe ciało, tak bardzo że bałam się, że zaraz podrapię się do krwi. Nie szło tego wytrzymać, nie szło leżeć spokojnie, a co dopiero spać. Z rana pojechałam od razu zbadać ALAT i ASPAT, a także bilirubinę, bo przez myśl przeszła mi cholestaza... Wieczorem odebrałam wyniki. Norma obydwu to <30 jednostek, ja mam 160 i 190.
Telefon do lekarza i dzisiejsza wizyta. Od razu dostałam leki na obniżenie stężenia enzymów wątrobowych i żółci we krwi, a jutro jedziemy do szpitala. Mają zrobić 3 razy KTG, zbadać raz jeszcze wszystkie parametry krwi, przepłukać organizm kroplówkami, konsultacja chirurgiczna i USG brzucha - żeby zobaczyć stopień uszkodzenia mojej wątroby. Nie wiem jeszcze jak długo tam zostanę. Wszystko zależy od wyników. Muszę też liczyć ruchy Małej i kontrolować je sama detektorem tętna, co w sumie i tak robię, ale teraz pewnie będę bardziej... świrować na tym punkcie...
Nie martwię się o siebie, bo cholestaza oprócz męczących objawów (świąd całego ciała, mdłości, zawroty głowy) nie wiąże się z niczym złym jeśli chodzi o mój organizm, natomiast zagraża naszej Córeczce. Jest jeszcze jedna kwestia, musiałam od razu (od wczoraj) przejść na ścisłą dietę wątrobową i tak już do rozwiązania. Troszkę mi żal tych wszystkich pyszności na świątecznym stole, ale... to naprawdę nie znaczy nic. Marzę tylko o jednym... o zdrowej Gabrysi, po drugiej stronie brzuszka...
Na "osłodę" wczorajsze zdjęcie naszej Córci. Ma się dobrze, łożysko, przepływy i wody płodowe bez zastrzeżeń, oby tak już zostało... Waży 2300 g i ma długaśne nogi (ocenione na 35 i pół tygodnia), po Tatusiu. ;)
Tak więc my na trochę znikamy, 3majcie za nas kciuki...
17 grudnia 2013
Wczorajszy wieczór...
16.12. godz. ok. 19. zaczyna pobolewać mnie dół brzucha, po kilkunastu minutach zauważam, że bóle są regularne. Wpadam w lekką panikę i zaczynam liczyć... co 7, co 6, co 5 minut. Idę pod prysznic, letnia woda powinna pomóc i rozluźnić mięśnie. Łykam magnez, łykam No-spę. Nie przechodzi. Dzwonię do Poślubionego, który w tym czasie prowadził akurat wykład... Nie dokończył, przeprosił słuchaczy i przyjechał do domu. Mam wyrzuty sumienia... ale nadal boli, nie przechodzi. Reasumując dwie godziny bolesnych skurczy co 5 do 10 minut. Dostałam ciepłe picie, ułożyłam się na lewym boku i odpoczywam. Po dwóch godzinach... przeszło. Nareszcie. Chcieliśmy już jechać do szpitala.
Dziś cały dzień brzuch twardnieje, co kilkanaście minut, ale nic nie boli. O ile nie zacznie się dziś nic dziać, jutro idziemy do lekarza, będzie m.in. KTG więc sprawdzimy co to za skurcze i jak się ma Gabrysia.
Wczoraj była bardzo mało ruchliwa, dzisiaj umiarkowanie, trochę więcej kopie.
Ciekawe czy dużo nas takich stresów jeszcze czeka... na takie przygody jest chyba jeszcze za wcześnie... jeszcze 3 tygodnie chociaż, żeby Gabryś była donoszona...
Dziś cały dzień brzuch twardnieje, co kilkanaście minut, ale nic nie boli. O ile nie zacznie się dziś nic dziać, jutro idziemy do lekarza, będzie m.in. KTG więc sprawdzimy co to za skurcze i jak się ma Gabrysia.
Wczoraj była bardzo mało ruchliwa, dzisiaj umiarkowanie, trochę więcej kopie.
Ciekawe czy dużo nas takich stresów jeszcze czeka... na takie przygody jest chyba jeszcze za wcześnie... jeszcze 3 tygodnie chociaż, żeby Gabryś była donoszona...
16 grudnia 2013
Kartka z kalendarza 14.12.2013 r.
Dzisiaj kartka z kalendarza. Kolejny istotny dzień, który warto zapamiętać i uwiecznić krótkim wpisem. ;) Tak jak ostatnio wspominałam - tryb mojej aktywności był ostatnio zdecydowanie wzmożony, między innymi z powodu minionej soboty. Odbyło się moje małe Baby Shower. ;) Humory nam dopisywały, sporo dobrego jedzonka, odrobinę klimatycznych ozdób, Picollo i prezenty... czego chcieć więcej? :)
Za tydzień prawdopodobnie będzie powtórka, z tym, że już w innym składzie.
Gabrysia też jakoś dała radę. :) Z tym, że trochę ją dziś matka nastraszyła... Tak... w ciąży jest się dużo bardziej niezdarnym. Od ostatniego tygodnia stłukłam już trzy rzeczy, a tego dnia (żeby "sprawniej" szło mi ogarnianie mieszkania) tuż przed przyjściem dziewczyn upuściłam szklany wazon, który rozsypał się po podłodze w drobny mak. Odkurzać poszedł w ruch... ale żeby tego było mało, podkusiło mnie by część szkła pozbierać ręką, no i domyślacie się jak to się skończyło... Eh... dobrze, że się opanowałam i chwilę później miałam już dziewczyny, które pomogły mi się jakoś ogarnąć i posprzątać. ;)
To był udany dzień! :)))
Za tydzień prawdopodobnie będzie powtórka, z tym, że już w innym składzie.
Gabrysia też jakoś dała radę. :) Z tym, że trochę ją dziś matka nastraszyła... Tak... w ciąży jest się dużo bardziej niezdarnym. Od ostatniego tygodnia stłukłam już trzy rzeczy, a tego dnia (żeby "sprawniej" szło mi ogarnianie mieszkania) tuż przed przyjściem dziewczyn upuściłam szklany wazon, który rozsypał się po podłodze w drobny mak. Odkurzać poszedł w ruch... ale żeby tego było mało, podkusiło mnie by część szkła pozbierać ręką, no i domyślacie się jak to się skończyło... Eh... dobrze, że się opanowałam i chwilę później miałam już dziewczyny, które pomogły mi się jakoś ogarnąć i posprzątać. ;)
To był udany dzień! :)))
Brakuje tylko fotografki! Dziewczyny wyszły zdecydowanie niewyraźnie. ;)
11 grudnia 2013
Co się dzieje??
Dzisiaj skończyłyśmy 33 tc. Mąż znowu za granicą i znowu nie ma mi kto z rana zrobić fotek. ;) W niedzielę wróci to mam nadzieję, że to nadrobimy. Co do tytułu posta... cóż nie wiem ostatnio co się ze mną dzieje. Mentalnie/psychicznie mam siły na wszystko i wszystko chce mi się robić. Każdego dnia załatwiam różne sprawy, w kółko robię kilometry autem i codziennie jest jakiś spacer. Ale od kilku dni zmuszam swój organizm, a on swoje. :( Jeszcze dwa tygodnie temu spędziłam 5 godzin biegając po mieście na piechotę i po CH. Co prawda wróciłam skonana i palce u nóg dość mocno opuchły, ale nie wyszło mi to na złe. Wczoraj miałam zakupy co załatwienia, po godzinie wymiękłam i wracałam do auta w takim tempie, że byłam bliska przekonania, że już nie dojdę do niego. Dziś rano po krótkim sprzątaniu i śniadanku pojechałam trochę za miasto do przychodni rehabilitacyjnej. Zaczęłam cykl ćwiczeń z fizjoterapeutką na macie, piłce i z taśmami. Wszystko, żeby usprawnić swoje ciało i pomóc plecom i miednicy, która ostatnio doskwiera. Po ćwiczeniach przyszedł czas na masaż, który wykonał bardzo sympatyczny pan Michał. ;) Wychodząc czułam się znakomicie, więc pognałam od razu do CH dokończyć zakupy świąteczne, jedzeniowe i prezentowe. NO WAY! Po pół godzinie idąc z dwoma siatkami, stwierdziłam, że muszę natychmiast wracać, bo inaczej będą musieli mnie wynieść. Zadyszka okropna, mroczki przed oczami i ból stawów biodrowych. No nie... Więc wróciłam i ległam na chwilę, chociaż już mnie ciągnie dalej. Trzeba posprzątać, pomyć podłogi, pojechać do rodziców, dziś wieczorem jeszcze spotkanie z koleżanką bo w sobotę szykuje się małe wspólne świętowanie. No i co mam zrobić. Idę się zdrzemnąć na pół godzinki i zobaczymy co dalej.
Noce też nie są już "normalne". Wstaję często do toalety, a po powrocie nie mogę zasnąć. Gabrysia strasznie się wierci, dziś chyba w ogóle nie spała razem ze mną, cały czas podskoki, wygibasy i inne rewolucje. Sama jestem sobie winna, nie je się czekolady o 11 w nocy! Mała dostała cukru i masz...
Poza tym budzę się o 7, najpóźniej 7.30 i koniec spania, nie mogę już zasnąć.
Trochę jestem zła, bo jeszcze tyyyle bym chciała... może jakoś dam radę.
Noce też nie są już "normalne". Wstaję często do toalety, a po powrocie nie mogę zasnąć. Gabrysia strasznie się wierci, dziś chyba w ogóle nie spała razem ze mną, cały czas podskoki, wygibasy i inne rewolucje. Sama jestem sobie winna, nie je się czekolady o 11 w nocy! Mała dostała cukru i masz...
Poza tym budzę się o 7, najpóźniej 7.30 i koniec spania, nie mogę już zasnąć.
Trochę jestem zła, bo jeszcze tyyyle bym chciała... może jakoś dam radę.
9 grudnia 2013
W grudniowym klimacie... :)
Spacer, kolacja i klimatyczny wieczór w domu. Nie mogę już doczekać się Świąt! Nie mogę już doczekać się Nowego Roku!! Nie mogę już doczekać się Gabrysi!!!
8 grudnia 2013
Niedzielny poranek - czyli fitness na basenie :)
Matka się rozkręca, a Córcia mam nadzieję, że jest z tego równie zadowolona jak jej mama. ;)
O czym mowa? Dzisiaj zaczęłam zajęcia fitness dla kobiet w ciąży, we wodzie. Po pierwszych zajęciach jestem bardzo zadowolona i ilość endorfin tak mi podskoczyła, że dzisiaj mogę przenosić góry. Jedyny minus, chociaż mały jest taki, że... wszystko mnie boli! hehe ;) Najbardziej ręce i ramiona. Dużo było ćwiczeń na tą partię ciała i po wyjściu z basenu ciężko było mi wytrzeć nawet porządnie włosy, ręce mi "odpadały". ;) Ćwiczenia oczywiście odbywały się przy muzyce i były naprawdę dość szybkie. Po takim maratonie jestem bardziej zmęczona niż po cotygodniowym "zwyczajnym" pływaniu. Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że "po 6 miesiącu to zobaczysz, już tak ciężko jest i nic się człowiekowi nie chce..." - hę?? :)
U mnie wygląda to proporcjonalnie odwrotnie. Oczywiście odpoczywać muszę więcej i szybciej się męczę, ale nie doskwiera mi jeszcze syndrom kanapowca. ;) Oby tylko Córcia dobrze się czuła razem z mamą, oby było wszystko w porządku, to jeszcze zostało nam trochę czasu na takie czy inne małe szaleństwa. ;)
Teraz znikam, bo kolejny punkt programu to kawka u teściów, a zaraz po niej wyjazd nad jeziorko na spacer i obiadek w hotelu, gdzie rok temu odbyło się nasze wesele. Mam ochotę obudzić w sobie trochę tych cudownych wspomnień i złapać wiatr w żagle na kolejny tydzień, zwłaszcza że Małżon znowu znika na tydzień tym razem już nie za ocean, a za morze... trochę to zawsze bliżej. ;)
Miłej niedzieli!
O czym mowa? Dzisiaj zaczęłam zajęcia fitness dla kobiet w ciąży, we wodzie. Po pierwszych zajęciach jestem bardzo zadowolona i ilość endorfin tak mi podskoczyła, że dzisiaj mogę przenosić góry. Jedyny minus, chociaż mały jest taki, że... wszystko mnie boli! hehe ;) Najbardziej ręce i ramiona. Dużo było ćwiczeń na tą partię ciała i po wyjściu z basenu ciężko było mi wytrzeć nawet porządnie włosy, ręce mi "odpadały". ;) Ćwiczenia oczywiście odbywały się przy muzyce i były naprawdę dość szybkie. Po takim maratonie jestem bardziej zmęczona niż po cotygodniowym "zwyczajnym" pływaniu. Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że "po 6 miesiącu to zobaczysz, już tak ciężko jest i nic się człowiekowi nie chce..." - hę?? :)
U mnie wygląda to proporcjonalnie odwrotnie. Oczywiście odpoczywać muszę więcej i szybciej się męczę, ale nie doskwiera mi jeszcze syndrom kanapowca. ;) Oby tylko Córcia dobrze się czuła razem z mamą, oby było wszystko w porządku, to jeszcze zostało nam trochę czasu na takie czy inne małe szaleństwa. ;)
Teraz znikam, bo kolejny punkt programu to kawka u teściów, a zaraz po niej wyjazd nad jeziorko na spacer i obiadek w hotelu, gdzie rok temu odbyło się nasze wesele. Mam ochotę obudzić w sobie trochę tych cudownych wspomnień i złapać wiatr w żagle na kolejny tydzień, zwłaszcza że Małżon znowu znika na tydzień tym razem już nie za ocean, a za morze... trochę to zawsze bliżej. ;)
Miłej niedzieli!
6 grudnia 2013
Gabryskowe kocyki czas zaczac prac ;)
Słów kilka o Gabrysinych kocykach. Asortyment dostępny w sklepach jak i w sieci jest tak szeroki, że ciężko było wybrać i zdecydować się na jakiś konkretny wzór czy motyw. Tyle pięknych rzeczy! Tym samym mamy kilka różnych, ale myślę, że wszystkie będą w użytku i przydadzą się. W tym momencie siedzą w pralce na 30st... mam wielką nadzieję, że nic się nie odkształci po praniu...
Brakuje otulaczy, poduszek, pościelek i prześcieradeł - te dniach również wylądują w praniu. ;) Może uda mi się coś niecoś Wam jeszcze pokazać.
ps. na dniach zacznę projekt dekoracji kącika dla Dzidziulinki. Motyw przewodni gwiazdy oraz sowy ;) - jeśli macie/znacie jakieś fajne inspiracje, dodatki w tym klimacie, podzielcie się koniecznie! :)
kocyk Dolly
kocyk La Millou
kocyk z Pepco
kocyk Zaffiro
rożek, który po rozłożeniu również może służyć do przykrycia
Brakuje otulaczy, poduszek, pościelek i prześcieradeł - te dniach również wylądują w praniu. ;) Może uda mi się coś niecoś Wam jeszcze pokazać.
ps. na dniach zacznę projekt dekoracji kącika dla Dzidziulinki. Motyw przewodni gwiazdy oraz sowy ;) - jeśli macie/znacie jakieś fajne inspiracje, dodatki w tym klimacie, podzielcie się koniecznie! :)
4 grudnia 2013
32 tc!
32 tydzień.
Samopoczucie: dobre, od czasu do czasu niepokój i puszczają mi nerwy, wtedy jest ryk
Objawy fizyczne: częste napinania brzucha i ból w godzinach późno wieczornych, ból kości miednicy zwłaszcza rano po wstaniu z łóżka, ból kręgosłupa części lędźwiowo-krzyżowej, ból piersi
Masa ciała: +6 kg do wagi sprzed ciąży
Obwód brzucha: ?
Zachcianki: kiszonki - kapucha i ogórki ;) pierniczki, herbatki z cynamonem i goździkami
Inne dolegliwości: puchnące palce u rąk i nóg, częste zmęczenie, ból pęcherza zwłaszcza w nocy
Rozstępy: brak, pępek wklęsły - nadal się smarujemy!
Linea nigra: brak
Problemy ze skórą: brak
Spanie: problem z wygodnym ułożeniem się, częste wstawanie do toalety po 3-4 razy
Masa córeczki: 2200 g! (z badania 05.12.2013 r.)
Szacowana długość ciała: ok. 42 cm
Co lubię ostatnio robić najbardziej?: planować wszystko dla naszej Córeczki, ćwiczyć fizycznie, dobrze jeść, spotykać się ze znajomymi i rodziną, chodzić na warsztaty i inne spotkania dla przyszłych rodziców, planować przyszłość zawodową i edukacyjną na czas po narodzinach Gabiuszki
Czego nie lubię ostatnio robić?: kłaść się w ciągu dnia, nie lubię gdy wszystko leci mi z rąk i co chwilę muszę się po coś schylać, siedzieć sama w domu, nie znoszę się zamartwiać, nie lubię rano poszukiwać ubrań w które jeszcze się mieszczę (bo w większość bluzek przedciążowych już ledwo wchodzę)
Najbliższe plany "ciążowe" i nie tylko: spotkanie z położną, kolejne warsztaty, wizyta u fizjoterapeuty,
urządzanie kącika dla Małej + kolejne zakupy, pranie Gabrysiowych rzeczy, fitness na pływalni dla kobiet w ciąży, być może zajęcia z tańca dla przyszłych mam oraz kolejne wizyty lekarskie, wyjazd z Poślubionym na weekend (pewnie nasz ostatni wyjazd we "2" ;) ), wykończanie mieszkania, globalne sprzątanie i dekorowanie przedświąteczne naszego gniazdka, sesja ciążowa (jutro!), robienie albumu scrapbooking dla Gabryśki oraz szycie dla niej zabawek i poduszeczek... ufff i jeszcze trochę innych rzeczy ;)
Samopoczucie: dobre, od czasu do czasu niepokój i puszczają mi nerwy, wtedy jest ryk
Objawy fizyczne: częste napinania brzucha i ból w godzinach późno wieczornych, ból kości miednicy zwłaszcza rano po wstaniu z łóżka, ból kręgosłupa części lędźwiowo-krzyżowej, ból piersi
Masa ciała: +6 kg do wagi sprzed ciąży
Obwód brzucha: ?
Zachcianki: kiszonki - kapucha i ogórki ;) pierniczki, herbatki z cynamonem i goździkami
Inne dolegliwości: puchnące palce u rąk i nóg, częste zmęczenie, ból pęcherza zwłaszcza w nocy
Rozstępy: brak, pępek wklęsły - nadal się smarujemy!
Linea nigra: brak
Problemy ze skórą: brak
Spanie: problem z wygodnym ułożeniem się, częste wstawanie do toalety po 3-4 razy
Masa córeczki: 2200 g! (z badania 05.12.2013 r.)
Szacowana długość ciała: ok. 42 cm
Co lubię ostatnio robić najbardziej?: planować wszystko dla naszej Córeczki, ćwiczyć fizycznie, dobrze jeść, spotykać się ze znajomymi i rodziną, chodzić na warsztaty i inne spotkania dla przyszłych rodziców, planować przyszłość zawodową i edukacyjną na czas po narodzinach Gabiuszki
Czego nie lubię ostatnio robić?: kłaść się w ciągu dnia, nie lubię gdy wszystko leci mi z rąk i co chwilę muszę się po coś schylać, siedzieć sama w domu, nie znoszę się zamartwiać, nie lubię rano poszukiwać ubrań w które jeszcze się mieszczę (bo w większość bluzek przedciążowych już ledwo wchodzę)
Najbliższe plany "ciążowe" i nie tylko: spotkanie z położną, kolejne warsztaty, wizyta u fizjoterapeuty,
urządzanie kącika dla Małej + kolejne zakupy, pranie Gabrysiowych rzeczy, fitness na pływalni dla kobiet w ciąży, być może zajęcia z tańca dla przyszłych mam oraz kolejne wizyty lekarskie, wyjazd z Poślubionym na weekend (pewnie nasz ostatni wyjazd we "2" ;) ), wykończanie mieszkania, globalne sprzątanie i dekorowanie przedświąteczne naszego gniazdka, sesja ciążowa (jutro!), robienie albumu scrapbooking dla Gabryśki oraz szycie dla niej zabawek i poduszeczek... ufff i jeszcze trochę innych rzeczy ;)
1 grudnia 2013
Dwa miesiące!
Pozostały nam dwa miesiące do terminu porodu, jedyne 8 tygodni! Czas przyspieszył, niezaprzeczalnie. Tak jak większość z Was cieszę się, że wyprawkę, wszelkie zakupy i załatwianie rozłożyłam sobie w czasie, nie wyobrażam sobie teraz dopiero zaczynać i poszukiwać cudeniek dla Córci. Chyba nie miałabym już sił na codzienne eskapady po mieście, przygotowywanie spisu rzeczy których będziemy potrzebować itd. Sporo rzeczy co prawda zamawialiśmy w sieci, ale często z tego powodu że w sklepach stacjonarnych były wyższe ceny (np. wózek, łóżeczko) lub chcieliśmy coś bardziej oryginalnego (pościelki, kocyki itd.).
Nie mogę się już doczekać. Radość miesza się z niepokojem, a czasem nawet ze strachem. Przydałby się w takiej sytuacji wrodzony optymizm, niestety ja jestem pesymistką i to straszną, muszę bardzo walczyć i pracować nad tym by myśleć pozytywnie, w bardzo wielu sytuacjach.
Gabryśka powinna dobijać do 2 kg. Niedługo wizyta i przekonamy się ile waży nasze Szczęście.
Po mamie też widać, że Dzidzia rośnie, a jak! Mąż daleko, z samowyzwalaczem nie mogę się dogadać jakoś. Zdjęcie z początku tygodnia.
Dla zainteresowanych nietoksyczną pielęgnacją polecam bardzo krótki artykuł, który fajnie podsumowuje to, jakimi środkami możemy zastąpić tradycyjne preparaty tj. proszki, balsamy, szampon dla niemowląt - jest podany tylko jeden przepis na każdy produkt, ale to zawsze już coś na początek.
A teraz przede mną niedzielna kawka (dla mnie herbatka) + domowej roboty pączek. Jeden chyba nie zaszkodzi. ;) Gabryś daje znać kopniaczkami... w samą porę Córciu, bo od rana jeszcze nie przywitałaś się z Mamą. :)
Nie mogę się już doczekać. Radość miesza się z niepokojem, a czasem nawet ze strachem. Przydałby się w takiej sytuacji wrodzony optymizm, niestety ja jestem pesymistką i to straszną, muszę bardzo walczyć i pracować nad tym by myśleć pozytywnie, w bardzo wielu sytuacjach.
Gabryśka powinna dobijać do 2 kg. Niedługo wizyta i przekonamy się ile waży nasze Szczęście.
Po mamie też widać, że Dzidzia rośnie, a jak! Mąż daleko, z samowyzwalaczem nie mogę się dogadać jakoś. Zdjęcie z początku tygodnia.
Za nami także pierwsze dwa Gabiuszkowe prania. Chciałam bardzo kupić proszek ekologiczny, ponieważ zamierzamy nie używać dla Gabiuszki drogeryjnych ani aptecznych kosmetyków dla niemowląt, a tylko organiczną i nieuczulającą pielęgnację (m.in. naturalny płyn Aleppo, nierafinowany olej kokosowy, olejek ze słodkich migdałów - w razie potrzeby, czy masło Shea - takim maleństwom nie jest naszym zdaniem potrzebna chemia którą serwuje 99% firm kosmetycznych czy dermokosmetycznych, zwłaszcza że skórka maluchów jest 10 razy bardziej chłonna na chemię od naszej dojrzałej jakby nie patrzeć już skóry. A do prania jako dodatek olejek lawendowy o działaniu antybakteryjnym). Niestety upatrzony proszek organiczny, który starcza na 10 prań - kosztuje przeszło 50 zł. To trochę sporo, biorąc pod uwagę jak często pierze się rzeczy Maluchom.
Dlatego póki co użyłam proszku Jelp i płynu z Loveli. Byłoby dobrze, gdyby najdroższe w tym przypadku okazało się najlepsze, ale powie nam o tym dopiero nasza Córcia. Czemu aż tak się na tym skupiam? Mąż jako dziecko miał extremalnie alergiczną skórę, nadal w sumie taką ma. Ja również skórę mam bardzo wrażliwą, ale nie alergiczną. Chcemy więc zminimalizować ryzyko podrażnień u naszego Maleństwa. Poza tym to jasne, że im mniej chemii tym lepiej lub im później wprowadzona chemia - tym lepiej.
Na koniec udokumentowane pranie partii Gabiuszkowych ciuszków. Sporo nam tego wszyło, a uprałam tylko rozmiary 50, 56 i 62. Resztą zajmiemy się gdy Gabi będzie już z nami i ciut podrośnie. Niektórzy dziwią się, że już robię pranie. No cóż 32 tydzień to chyba nie za wcześnie, przynajmniej moim zdaniem. Za miesiąc mogę już nie mieć tyle werwy do układania, przekładania, prasowania i urządzania kącika naszej Kruszynce. Ciuszki po praniu zapakowałam w czystą poszewkę od pościeli, tak aby nie okurzyły się i w tygodniu zrobię prasowanie po czym poukładam w szafce.A teraz przede mną niedzielna kawka (dla mnie herbatka) + domowej roboty pączek. Jeden chyba nie zaszkodzi. ;) Gabryś daje znać kopniaczkami... w samą porę Córciu, bo od rana jeszcze nie przywitałaś się z Mamą. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)